Gdy dzisiaj opuszczaliśmy Isafjordur padało. Objeżdżaliśmy fiordy od drugiej strony. Przez część drogi była tak potworna mgła, że widoczność wynosiła nie więcej niż 5 metrów. Do tego na sporym odcinku nie było asfaltu i nasz pięknie umyty samochód znowu pokrył się cały błotem. W pewnym momencie przestało padać i nawet wyszło słońce. Nasza droga zaczęła nagle prowadzić przez plac budowy!
W końcu po kilku godzinach dojechaliśmy na farmę w Bifrost. Spędzamy tutaj ostatnią noc. Zrobiliśmy sobie spacer po okolicy, zjedliśmy pyszną kolację (m.in. zupę warzywną z bitą śmietaną!) i tradycyjnie wykąpaliśmy się w gorącej wodzie na świeżym powietrzu. Musimy przyznać, że obserwowanie krów i kaczek z jacuzzi jest dość nietypowe, ale na Islandii nie należy się niczemu dziwić ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz