Przez większą część dnia było potwornie gorąco i wilgotno. Wydawało nam się, że w Tajlandii było gorąco, ale to nic w porównaniu z tym, co jest tutaj! Słońce grzeje niemiłosiernie, a wilgoć jest masakryczna! Na szczęście nasz kierowca jest super przygotowany na upały, miał ze sobą lodówkę z mnóstwem wody i z zimnymi ręcznikami.
Po 15.00 opuściliśmy kompleks świątyń i ruszyliśmy naszym tuk tukiem w stronę przystani, z której odpływają lodzie do wioski położonej na wodzie. Jechaliśmy przez prawdziwe, kambodżańskie wsie. Wszędzie pełno było chat, wołów, dzieci bawiły się na środku drogi... Minęliśmy pola ryżowe, aż w końcu dojechaliśmy do przystani.
Najpierw płynęliśmy większą łodzią z silnikiem, potem przesiedlismy się do mniejszej, wiosłowej. To niesamowite, że ludzie naprawdę mieszkają w domach na wodzie i gdziekolwiek chcą się dostać, muszą płynąć łodzią. Widzieliśmy też las rosnący w wodzie. Nagle zaczął padać deszcz, ale znalazly się dla nas parasolki. Z małej lodzi znowu musieliśmy się przesiąść do większej i okazało się, że nasz kierowca (boat driver) gdzieś zaginął! Dosiedliśmy się więc do jakichś ludzi i popłynęliśmy na zachód słońca, gdzie odnalazł się nasz kierowca i znowu mieliśmy łódź tylko dla siebie.
Do hotelu wróciliśmy zmęczeni, ale zadowoleni. Zjedliśmy kolację ugotowaną przez właścicielkę hotelu, poplywalismy w basenie i zaraz idziemy spać, bo jutro pobudka o 4.00! Jedziemy oglądać wschód słońca nad Angkor Wat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz