Potem przyszła pora na jedzenie. Ponieważ byliśmy już bardzo zmęczeni, nie chciało nam się długo szukać, wiec weszliśmy do pierwszego lepszego baru na ulicy (w sumie trudno go nazwać nawet barem - kilka stolików na ulicy plus duże kotły z jedzeniem również na ulicy) i okazało się, ze bardzo dobrze trafiliśmy. Zamówiliśmy pad thaie, okazało się, ze rozumieją nawet „no meat”, a wszystko można było do woli polewać ostrymi sosami, czyli tym, co lubimy najbardziej.
Na dachu naszego hotelu znajduje się basen, gdzie zrelaksowalismy się przed pójściem spać. Jutro ciąg dalszy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz