pociąg przypominał składy starszego typu, jakimi zdarzyło nam się kilka razy jechać w Polsce. Było dość gorąco, ale po otwarciu wszystkich okien nie było najgorzej.
Ze stacji w Ayutthayi do hotelu dostaliśmy się tuk tukiem i stwierdzamy, że to całkiem przyjemny środek transportu😀.
Po zostawieniu bagażu ruszyliśmy na podbój świątyń.
Zwiedzanie przy ponad 30 stopniach do najłatwiejszych zadań nie należy, po drodze kupiliśmy więc dla ochłody 4 zimne kokosy (a chętnie kupilibyśmy ich i ze 3 razy tyle) oraz sporo różnych owoców.
W hotelu na szczęście jest basen, wiec po zwiedzaniu mogliśmy trochę odpocząć.
Na zakończenie dnia udaliśmy się na night market, czyli wieczorny targ z mnóstwem jedzenia. Trudno było się na coś zdecydować. Robert skusił się nawet na robaki! Ja nieco spokojniej - placuszki kokosowe i ryż z warzywami, ale kusiło mnóstwo rzeczy! Zwiedzanie zwiedzaniem, ale zdecydowanie jedzenie to jedna z największych atrakcji 😀
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz