23 października 2013

Wsi spokojna, wsi wesoła

Wczorajsze popołudnie i noc spędziliśmy na prawdziwej, japońskiej wsi w Shirakawa-go. Wioska ta składa się z ok. 150 drewnianych chat, mających po 100-200 lat. Przepływa przez nią rzeka, a wkoło są góry porośnięte lasami. Pogoda dopisała, świeciło piękne słońce, więc pospacerowaliśmy sobie, weszliśmy też na wzgórze, z którego widać całą wieś. 

Spaliśmy właśnie w jednej z takich chat. Właściciele okazali się bardzo sympatycznymi dziadkami, którzy o dziwo znali nawet kilka słów po angielsku: dinner, tea, toilet, hot water i... to by było w zasadzie wszystko, ale zupełnie wystarczyło, żeby się porozumieć.
Poza nami było jeszcze 7 gości.

Wieczorem dostaliśmy kolację, którą jedliśmy siedząc na podłodze i grzejąc się przy ogniu z paleniska. Spodziewaliśmy się prostego posiłku, a tymczasem nasi gospodarze bardzo się postarali i uraczyli nas mnóstwem potraw, które były bardzo smaczne (na zdjęciu tylko część z nich). 

Spaliśmy na matach na podłodze pod 2 kołdrami, bo noce w górach są już zimne, a ściany w chatach dość cienkie.
Śniadanie było równe wystawne jak kolacja. Co ciekawe Japończycy praktycznie do każdego posiłku, w tym śniadania, jedzą zupę, najcześciej miso, a dzisiaj akurat dostaliśmy rosołek z warzywami, grzybami i glonami.
Po śniadaniu zrobiliśmy sobie jeszcze mały spacer, po czym wsiedliśmy w autobus do Takayamy. Podróż trwała niecałą godzinę. Szybko poszliśmy do hotelu zostawić bagaże i udaliśmy się na zwiedzanie miasta, które jest nieduże, ale urokliwe.
Region Hida słynie z wybornej wołowiny, co udało nam się potwierdzić. Na ulicy można zjeść sushi z wołowiną, a każda restauracja serwuje steki, które często przygotowywuje się samemu na ruszcie w środku stołu.

Jutro czeka nas długa podróż, będziemy jechać aż 5 pociągami, ale chyba warto, bo jedziemy pod Mt. Fuji.

Brak komentarzy: