19 lutego 2007

Nowy Swiat

Nasz pobyt w Chiapas okazal sie bardzo owocny. Juz drugiego dnia udalo nam sie dotrzec do osrodka zapatystow tzw. Caracol (slimak). Jak sie okazuje w Meksyku wszystko jest troche inaczej, bo to proste z pozoru czynnosci okazuja sie bardzo trudne a to co nie wierzylismy ze sie uda, spelmia sie w ulamku sekundy. Wlasnie wczoraj niemozliwe stalo sie faktem i przekroczylismy brame Caracola. Oczywiscie na wejsciu musielismy sie wylegitymowac, panowie w kominiarkach przepytali nas dokladnie po co przybywamy, skad dlaczego i na jak dlugo. Nastepnie moglismy wysluhac calej historii EZLN (Ejercito Zapatista de la Liberacion Nacional, Zapatystycznej Armii Wyzwolenia Narodowego), przyczyn wybuchu rewolucji w 1994 roku w Chiapas, a takze poznac przebieg rokowan z rzadem. Zapatysci na zajmowanym przez siebie terytorium wprowadzili wlasna administracje, sluzbe zdrowia i edukacje, niezalezna od tej panstwowej. Chcielismy poznac szczegoly funkcjonowania ich wspolnoty wiec po uzyskaniu odpowiednich pozwolen w zarzadzie odwiedzilismy tamtejsza szkole i szpital. Co ciekawe, wszyscy ktorzy maja kontakt z ludzmi z zewnatrz nosza kominiarki, lub chusty, aby nie ujawniac swojej tozsamosci. Z tego co zobaczylismy to wspolnota funkcjonuje calkiem niezle i pomimo wrogosci rzadu rozwija sie i brnie do przodu niczym wspomniany Caracol - slimak. Wszystkie domy sa zadbane, na scianach pelno malowidel upiekszajacych wioske. Kolorytu dodaja zapatysci w kominiarkach i powtarzane w kolko pytania skad przybywamy i po co. Zapatysci ktorzy kiedys stanowili bardzo zamknieta grupe i nie wpuszczali obcych, teraz pòwoli sie otwieraja i wspolpracuja ze spolecznoscia miedzynarodowa.
na wizycie w Caracol minela nam cala sobota, z kolei w niedziele udalismy sie do innej okolicznej wioski by podziwiac uroczystosci zwiazane z zakonczeniem karnawalu.
Chamula to bardzo specyficzna wioska, nie mozna tam robic zdjec, ai filmowac miejscowych, ani zadnych obrzedow. Miejscowi sa nastawieni niezbyt przyjaznie i grozi to nawet utrata aparatu. Wielka szkoda bo karnawal w Chamula jest bardzo barwny i widowiskowy. Grupy odurzonych mezcalem (napoj alkoholowy wyrabiany, podobnie jak tequila, z agawy) lub piwem mieszkancow, poprzebieranych w kolorowe stroje tancza w takt muzyki i w rytualnym pochodzie obchodza wazniejsze punkty miasteczka. Niesamowite wrazenie robi kosciol. Nie ma w nim w ogole lawek, pod scianami poustawiane sa szklane skrzynie mieszczace figury swietych, a przed nimi indianie zapalaja rzady swiec. Cale wnerze jest osmalone ich dymem. Podloga wylozona jest iglami jodly, a na scianach wisza ofiary z plodow rolnych. Tam widac jak wierzenia chrzescijanskie przenikaja sie ze starymi wierzeniami prekolumbijskimi. Ludzie zapalajac swiece skladaja ofiary z napojow, najczesciej Fanty!!! :) Oczywiscie indianie modla sie w swoim wlasnym jezyku, ubrani w tradycyjne stroje, klecza na ziemi, niektorzy zmozeni mezcalem nawet spia pod scianami. Wszystko to razem wziete robi niesamowite wrazenie. W Chamuli widac jak bardzo Ameryka Lacinska rozni sie od Europy i reszty swiata. To juz nie Meksyk rozswietlony neonami Mc Donalda i Adidasa, to prawdziwie inny swiat.

Brak komentarzy: