20 maja 2006

Pico del Ingles - czyli trzy strefy klimatyczne

Wczoraj w La Lagunie była piękna pogoda, dlatego z Olą wybraliśmy się w góry. Zaplanowaliśmy sobie zejście z Pico del Ingles do Santa Cruz. Po wjechaniu na górę przywitała nas praktycznie zeowa widocznośc i niesamowita wilgotność, która potęgowała uczucie zimna. Krajobraz dookoła był dość nietypoowy, bo pełen mchu i paproci, niczym w jakimś wilgotnym jurajskim lesie.


Kontynuowaliśmy schodzenie i w miarę jak byliśmy coraz niżej to robiło się coraz cieplej i chmury ustępowały. Zmieniał się też krajobraz a widoczność zrobiła sięwręcz doskonała. Było widać Teide z księżycem w tle, przez moment mój dom !!! i przepiękną panoramę Santa Cruz.


Szliśmy w dół wśród krzewów i karłowatych drzew po skalnej powierzchni. Po drodze minęliśmy kilka opuszczonnych farm, z jaskiniami, w których ludzie trzymali zwierzęta, oraz jedną farmę zamieszkaną. Krajobraz cały czas się zmieniał, a temperatura rosła.

Gdy zeszliśmy do doliny, którą szliśmy już do końca, zrobiło sie tak gorąco, że z trudem dawało się wytrzymać. Z tego gorąca przeszliśmy cały szlak bez jednej nawet przerwy, bo chcialiśmy się zatrzymać w cieniu, a takowego nie było. Wymęczyło nas to zejście, bo szlak jest dość stromy i bardzo pracują łydki i uda. Straszny problem sprawia niedostateczne oznakowanie szlaku. Krzyżuje się on ze ścieżkami pasterzy i mieszkańców farm, więc często nie wiadomo w którą stronę iść. Każde rozwidlenie ktoś kiedyś bardzo inteligentnie oznaczył KREDĄ, a ta jak wiadomo jest bardzo trwała i wcale się nie zmazuje. Zamierzam teraz co piątek chodzić w góry, by zdobyć formę przed wypadem na Teide. Więcej fotek jak zwykle w serwisie Flickr.

Brak komentarzy: