Zabraliśmy śniadanie przygotowane przez właścicielkę naszego hotelu (2 croissanty i 7 bananów!) i pojechaliśmy na wschód słońca nad świątynią Angkor Wat. Wschód był dopiero o 6.15, ale Angkor Wat to nie Sukhotai. W Sukhotai na wschodzie razem z nami było może z 15 osób, tutaj tysiące, więc trzeba było przyjechać wcześniej, żeby zająć dobre miejsce. Nam się udało i mieliśmy super miejscówkę nad samym stawem na wprost świątyni.
Wschód był rzeczywiście piękny i warto było tak wcześnie wstać, chociaż sama atmosfera lepsza jednak w Sukhotai. Setki przepychających się turystów to nie nasze klimaty.
Po wschodzie zrobiliśmy objazd po tzw. dużym kole (big circle) i zwiedziliśmy jeszcze kilka świątyń. Tak wczesna pobudka dzisiaj miała jeszcze 2 plusy - od rana nie było jeszcze gorąco i było zdecydowanie mniej ludzi. Ale o 9.00 znowu zaczął się straszny upał, na szczęście i dzisiaj nasz kierowca miał dla nas zimną wodę i ręczniki, a jazda tukiem tukiem to jak jazda z klimatyzacją, bardzo fajnie wieje.
Zwiedzanie skończyliśmy wcześniej niż wczoraj i potem wcielaliśmy się w typowych turystów, był basen i nawet drinki. Robert za 4 dolary dostał cały dzban ginu z tonikiem! Na kolację wybraliśmy bar, w którym siedziało dużo lokalsów i był to strzał w dziesiątkę, za 2 dolary od osoby zjedliśmy naprawdę smaczne rzeczy, Robert amok, Kimi rybę z ananasem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz